piątek, 1 lutego 2013

Rozdział I - "Can't believe the words came out of your mouth"



Przeczytałam kilka pierwszych linijek wstępu. Po chwili roześmiałam się gardłowo i z hukiem zamknęłam książkę. Stek bzdur! Odrzuciłam ją w kąt i ponownie zabrałam się za sprzątanie, które szło mi mozolnie. Nie wiedziałam, w którym momencie słońce zniknęło za chmurami, a świat powitał zmierzch. W pewnej chwili na strychu zawitały egipskie ciemności. Jedynie księżyc oświetlał mały zakątek pomieszczenia. Niepewnie wstałam, powoli stawiając drobne kroki, bojąc się upadku. Udało mi się znaleźć poręcz. Zaczęłam schodzić po schodach, co szło mi dość szybko, zważając na panujące warunki. W pewnej chwili stopień wyślizgnął mi się spod stopy, a ja runęłam w dół jak długa. Odwróciłam się, a u moich stóp leżała ta przeklęta książka. Co ona w ogóle tu robiła? Czy nie zostawiłam jej przypadkiem na strychu? Prychnęłam ze złości. Po chwili z moich ust wydobyło się ciche przekleństwo. Wstałam i rozmasowałam swój obolały tyłek. Nogi odrobinę mi się trzęsły pod wpływem minionych wydarzeń. Musiało coś mi się pomieszać przez ten wypadek, bo książki się nie teleportują prawda? Podniosłam lekturę z podłogi. Zeszłam na dół uważając na każdy krok, kładąc książkę w salonie. Weszłam do kuchni i podeszłam do okna. Dyskretnie wyjrzałam na ulicę, po której przechadzali się ludzie. Wśród nich dominowały pary, których ciepłe, letnie powietrze wręcz zachęcało do spacerów. Dlaczego ja tak nie mogę? Ile bym dała za to, żeby wyjść z jakimś chłopakiem na spacer. To, dlaczego jestem samotna to dobra historia, jednak niezbyt odpowiednia na dzisiejszy wieczór. Włączyłam czajnik. Z szafki wyjęłam ulubiony kubek z Paryża. Wsypałam do środka odrobinę zielonej, liściastej herbaty. Jej zapach wręcz zachęcał do wypicia, chociaż łyka. Herbata nazywała się „Orange Dream” i rzeczywiście zachęcała do marzeń. W oczekiwaniu na wodę, bębniłam palcami o blat, jakby to miało, choć trochę cokolwiek przyspieszyć. Otępiała wbiłam wzrok w ścianę. Dopiero dźwięk gotującej się wody wyrwał mnie z odrętwienia. Zabrałam kubek z parującą cieczą, przenosząc się do salonu. Usiadłam w dużym, wygodnym fotelu. Odstawiłam napój na stoliku i zwróciłam swoje czekoladowe oczy w kierunku ekranu.
- Breaking news from United Kingdom. One man has been killed in… – mówiła prezenterka wiadomości uśmiechając się słodko.
Jak najszybciej przełączyłam kanał, nie mogąc dłużej patrzeć na jej przesłodzony uśmiech. Skakałam po programach, aż w końcu zdecydowałam się na kanał muzyczny. Słysząc gitarę, już na wstępie zamknęłam oczy i oddaliłam się do własnego świata marzeń. Od razu przed oczami miałam wszystkie teksty piosenek Eda Sheerana. Łapczywie wsłuchiwałam się w każde słowo piosenki, jednak pewien fragment utkwił tam dłużej niż powinien. ”Don’t wanna be without you”. Jednak, gdy otworzyłam oczy, żeby zobaczyć wykonawcę leciała już zupełnie inna piosenka. Poprzedni nastrój zniknął jak mydlana bańka. Zupełnie jak piosenka. Westchnęłam, wzięłam łyka już i tak zimnej herbaty. Ponownie sięgnęłam po książkę, jednak przyniosła ona podobny skutek jak poprzednio.
Nie wiem, dlatego zabrałam ją do mojego pokoju. Odłożyłam książkę na biurku, a sama wzięłam komputer na kolana. Włączyłam go i niemal natychmiast zalogowałam się na twitter’ze.
Don’t wanna be without you” – napisałam, zanim te słowa wyleciały z mojej głowy.
Weszłam na skype. Ucieszyłam się jak dziecko, gdy zauważyłam zielone światełko przy imieniu mojej najlepszej przyjaciółki. Niemal natychmiast kliknęłam zadzwoń.
- Hejka – przywitałam się, a odpowiedział mi jej gromki śmiech.
- Co? – Zapytałam. – CO?!
- Twoje…hahaha – śmiała się, jednak po chwili udało jej się opanować. – Widziałaś się dzisiaj w lustrze? – Spytała, by ponownie wybuchnąć niepohamowanym śmiechem.
Podeszłam do ściany i spojrzałam w lustro, które na niej wisiało. To, co zobaczyłam przyprawiło mnie o mini zawał serca. Każdy z moich włosów sterczał w inną stronę, jakby, co najmniej popieścił mnie prąd. Nie dość tego, moje miodowe włosy pokryte były sporą warstwą kurzu. Na twarzy miałam popielaty makijaż, który wyglądał tak, jakbym należała do jakiegoś plemienia Indian. Z paniką wypisaną na twarzy pognałam do łazienki modląc się, żeby to gówno sprało się z mojej ulubionej koszuli.

- Przepraszam noooo – powiedziałam po raz kolejny patrząc w twarz przyjaciółki. – Marley – jęknęłam błagalnie. – Proszę nie gniewaj się. Wiesz, że jak idę wziąć „szybki prysznic” to przepadam minimum na pół godziny.
- To fakt – potwierdziła z słyszalnym jadem w głosie.
- Długo będziesz jeszcze zła? – Zapytałam patrząc w jej oczy na tyle, na ile pozwalał mi na to skype.
- Może…
- Tęsknie za tobą wiesz?
- Li – westchnęła pocierając dłonią czoło – brakuje mi tutaj twojego uśmiechu i poczucia humoru. Okazało się, że nikt teraz nie potrafi mnie rozśmieszyć, jak ty to robiłaś.
- Kocham cię – powiedziałam uśmiechając się smutno. – Niedługo się zobaczymy. Na święta postaram się przyjechać…
- Spędzisz ze mną święta? – Zapytała z widocznymi iskierkami, które na same wspomnienie tych magicznych chwil powiększyły się.
- Jasne. Obiecuje.
- Na co?
-Na wszystko, co zechcesz – zaśmiałam się. – Co u ciebie słychać? Co w szkole?
- Po staremu. W szkole? Jak to w czerwcu – lajcik. Oceny wystawione, więc takie trzymanie nas tam na siłę.
- Pamiętam to i rozumiem. W sumie z jednej strony cieszę się, że tu jestem. No cóż pracy nie mam, bo nikt nie chce mnie przyjąć nawet w głupim Starbucks’ie czy w KFC…
- Czy nie mierzysz trochę za nisko?
- Nie mów, że wierzysz w to, że przyjmie mnie ktoś do wytwórni muzycznej zaledwie po liceum…
- Wierzę?
- Pogrzało cię – stwierdziłam pukając się w głowę. – Ledwo, co skończyłam szkołę i nawet nie wiem czy przyjęli mnie na te studia.
- Trochę wiary w siebie – poradziła mi. – Poza tym nie uwierzysz, kto ostatnio pojawił się pod moimi drzwiami.
- Kto? – Zapytałam zakrywając usta, próbując powstrzymać nadciągające, przeciągłe ziewnięcie.
- Karol…
- Njeeee – zaprzeczyłam kręcąc głową. – Czego chciał?
- Pytał o ciebie – odpowiedziała wyraźnie rozbawiona tym faktem.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Mówił, że tęskni i że baaardzo, ale to baaaaaaardzo chce cię zobaczyć.
- To niemożliwe, nie ma nawet takiej opcji.
- Powiedziałam mu to, że wyjechałaś i nie utrzymujemy kontaktu. Dopiero po jakiejś pół godziny udało mi się go wyprosić, ale i tak się opierał. Debil, istny debil.
- Już zapomniałam jak to było, kiedy mnie nękał – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Nawet nie wiesz, jak tu jest teraz cicho i spokojnie. Już nie muszę się obawiać, że jak przypadkiem wyjdę z domu to go spotkam.
- A co do wychodzenia… - powiedziała i wypuściła powietrze ze świstem.
Przez chwilę obserwowałam ją swoimi czekoladowymi oczami szukając w jej twarzy oznak podstępu, jednak po chwili się poddałam.
- Mów.
- Ostatnio wyszłam do miasta z Kaśką…
- Kaśką?
- Taka jedna typa… SpotkałamTwojegoWujkaIOnChciałSięZTobąSkontaktować – powiedziała na wdechu.
Szczerze powiedziawszy zrozumiałam wyłącznie „spotkałam” i „skontaktować”.
- Co? Możesz wolniej? – Jęknęłam błagalnie.
- Spotkałam twojego wujka – szepnęła.
- Kogo?
- Twojego Wujka! – Krzyknęła.
- Czego chciał? – Spytałam zimnym głosem.
- Znowu to robisz!
- Niby, co?
- Nadymasz się, gdy tylko o nim wspomnę. Przyjmujesz tą swoją minę i nigdy nie chcesz powiedzieć, o co chodzi… Li tak nie można…
- Czego chciał? – Ponowiłam pytanie.
- Chciał się z tobą skontaktować i dałam mu twój numer – westchnęła.
- CO ZROBIŁAŚ? Błagam powiedz, że to żart – powiedziałam i roześmiałam się gardłowo.
- Martwił się i chciał załatwić ci dobrą… - nie usłyszałam końcówki, bo przerwałam połączenie.
Tego było za wiele. Jak ona mogła mi to zrobić?
Ze złością zamknęłam komputer i fuknęłam. Szybko ściągnęłam ubrania, kładąc się na łóżku oraz wzdychając przeciągle. Próbowałam zasnąć, jednak na nic się to zdawało. Byłam śpiąca, a mój mózg jak na złość był nadmiar aktywny. Podsuwał mi wizję z przeszłości, a ja z równą szybkością starałam się odsunąć ją jak najdalej do najgłębszych zakamarków mojego umysłu. Przewracałam się z boku na bok, jednak sen nie nadchodził. Zmęczona usiadłam na łóżku i dojrzałam tą książkę, która teraz oświetlana była przez księżyc. Z westchnieniem podniosłam się, biorąc do ręki lekturę. Zapaliłam lampkę nad łóżkiem. Okryłam się szczelniej kołdrą. Otworzyłam pierwszą stronę i po raz setny zabrałam się za czytanie. Oczy sunęły po kartce, jednak jej treść nie wydała mi się teraz ani trochę śmieszna , ani głupia.
~
Dziękuje wam za te komentarze i za to, że spełniliście moje marzenie. Dziękuje jeszcze raz. Mam nadzieję, że opowiadanie się wam spodoba, choć ten rozdział uważam za lekką klapę, ale ocenę zostawię wam.
Ps. Wiem, że krótki jak na mnie, ale się dopiero rozkręcam w pisaniu tego :)
Pps. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o rozdziale, proszę zapiszcie się w powiadamiaczu, który jest z boku :)