poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział II - "This is start of something new"


*

Nawet nie wiem, kiedy usnęłam. Rano budzę się z gorącym karkiem. Otwieram zaspane oczy, spoglądając w kierunku okna. Słońce pada prostopadle na moją twarz. Mrużę zbolałe oczy, próbując przyzwyczaić się do jasności. Przeciągam się na łóżku i syczę z bólu. Biorę do ręki książkę, która spoczywa na mojej klatce piersiowej. Ze zdziwieniem odkładam ją na szafkę nocną. Odrzucam kołdrę i wstaję. Mrużę nos, przygotowując się na nadchodzące pokłady bólu. Nie mylę się. Kręgosłup boli mnie tępym bólem, a kark nigdy nie był, aż taki sztywny. Ziewam, zakrywając usta i schodzę powoli na dół. Robię sobie szybkie śniadanie i już po chwili rozkoszuje się smakiem zrobionej przez siebie kanapki. Wesoła wyglądam przez okno, biorąc kolejny kęs. Staram się zapomnieć o wczorajszym wieczorze. Nigdy nie sądziłam, że… - myślę, kręcąc głową. Marley przesadziła. Wzdycham. Brudny talerz wkładam do zmywarki. Przez chwilę nie wiem, co powinnam ze sobą zrobić. Jednak już po chwili wracam do pokoju. Z szuflady biurka wyciągam kolorowe karteczki i piszę na nich:
„Jest gdzieś mężczyzna, który na mnie czeka. Mam zamiar go znaleźć.”
Największą frajdę sprawiało mi rozmieszczenie ich w domu. Były wszędzie: na lustrach, na ścianach, na lodówce, pralce, nawet na stole. Czemu to robię? To jest dobre pytanie i jeśli poznacie na nie odpowiedź, natychmiast do mnie zadzwońcie. Może było to formą rozrywki, która miała mnie odciągnąć od myślenia o wczorajszej rozmowie, którą wciąż tkwiła w moim umyśle i żadnym sposobem nie mogłam jej stamtąd wyrzucić.
Spoglądam na zegarek. Zrywam się z łóżka. Ręce trzęsą mi się ze zdenerwowania. Otwieram szafę i przeglądam znajdujące się w niej rzeczy. Załamana zamykam ją, nie bardzo wiedząc, w co powinnam się ubrać na dzisiejszą rozmowę kwalifikacyjną. W końcu decyduje się postawić na klasykę z nutką elegancji. Dzisiaj pada na czarną spódnicę, a do tego białą, zwiewną bluzkę. Wystarczyło jedynie podkreślić kąciki moich oczu i delikatnie musnąć rzęsy tuszem. Muszę przyznać, że efekt był zadowalający. Mruczę z zadowolenia i zaczynam pakować najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Wkładam czarne koturny i wychodzę z domu, uprzednio zamykając drzwi. Schodzę ostrożnie po schodach i wychodzę przed dom. Rozglądam się po okolicy i z lekkim westchnieniem ruszam w drogę. Po chwili z przerażeniem stwierdzam, że czegoś mi brakuje. Otwieram torebkę i drżącymi dłońmi zaczynam przeglądać rzeczy, które tam włożyłam. Nagle czuje się, jakby ktoś podkręcił klimę przynajmniej o 20°C. Przerażona rzucam się biegiem do domu. Drżącymi dłońmi próbuję otworzyć drzwi, jednak z marnym skutkiem. Klucze upadają i zjeżdżają w dół po schodach. Wzdycham, uspokajając się. Tym razem udaje mi się dostać do środka. Z ulgą spoglądam na granatową teczkę, w której znajduje się moje CV. Spoglądam na zegarek. Z przerażeniem zastygam w miejscu. Czuje się tak, jakby nagle czas się zatrzymał. Nie ma szans, żebym zdążyła dojść piechotą w pół godziny na drugi kraniec miasta. Wyciągam telefon i wykręcam dobrze mi znany numer na taksówkę. Zamawiam pojazd i w oczekiwaniu na jego przyjazd dudnię palcami o parapet. Ze stanu odrętwienia wyrywa mnie przeciągłe trąbienie. Natychmiast wychodzę z domu i zamykam drzwi. Po chwili wracam się do góry sprawdzając, czy aby na pewno to zrobiłam. Wsiadam do taksówki, gdzie czeka na mnie zdenerwowany mężczyzna.
- I’m so sorry! Good morning – witam się.
- Good morning lady – odpowiada i spogląda na mnie znad swoich szarych, ciepłych oczu.
Przygląda mi się mężczyzna, który na oko ma 50 lat. W jego czarnych włosach dostrzegam siwe kosmyki, które dodają mu męskości. Uśmiecham się przepraszająco, a on tylko odwzajemnia uśmiech.
- Don’t worry girl. Where would you go? – pyta, a ja niemal automatycznie podaje mu adres.
Ruszamy, a ja wyglądam przez okno, patrząc jak budynki zlewają się w jedną plamę.
- You aren’t from United Kingdom – bardziej stwierdza niż pyta mężczyzna, wyrywając mnie z zamyślenia. – Where are you from?
- I’m from Poland.
- Naprawdę? – mówi, a ja krztuszę się powietrzem, by po chwili zaśmiać się cicho.
- Widzę, że tak jak Pan.
- Wyjechałem z kraju za ukochaną, ale w sercu i tak na zawsze pozostanę Polakiem.
- I? – pytam zaciekawiona odrywając wzrok od szyby.
- Jesteśmy małżeństwem od 30 lat – mówi, prężąc pierś z dumą.
- Gratuluje! Cudownie – stwierdzam, obdarowując go promiennym uśmiechem.
- Jesteśmy – informuje mnie.
- Ile płacę?
- Wystarczy uśmiech – mówi, podając mi małą karteczkę.
- Ale… Niech Pan nie żartuje!
- Jestem poważny moje dziecko. Do zobaczenia wkrótce – żegna się, otwierając mi drzwi.
Z niechęcią wysiadam, jednak wcześniej przynajmniej z dziesięć razy mu podziękowałam.
Stoję przed wysokim budynkiem. Wzdycham, zastanawiając się czy dobrze robię. Z wahaniem podchodzę i otwieram szklane drzwi. Przy recepcji siedzi blondynka, która z szerokim uśmiechem na ustach świergoli przez telefon.
- Excuse me – mówię, jednak ona nie zwraca na mnie uwagi. – Sorry?
Nic, zero reakcji. Dopiero moje głośne odchrząkniecie odwraca jej uwagę od telefonu.
- What? – pyta.
- Where is going to take place interview?
- Room 13.
- Where is…
- You should go upwards – instruuje mnie ze znudzeniem.
- Thank you – mówię oschle i udaje się w wyznaczonym kierunku.
Wchodzę na górę. Rozglądam się po korytarzu, szukając pokoju nr 13. Dostrzegam go na końcu holu i od razu podchodzę do drzwi. Przed nimi siedzi kilka osób, a ich miny wskazują na to, jakby szykowali się na rzeźnię, albo coś w tym stylu.
- Excuse me – mówię, a kilka par oczy zwraca się w moją stronę. – Who is the last?
- Me – niemal od razu odzywa się cichy głosik.
Przejeżdżam spojrzeniem po twarzach zebranych tu osób, aż napotykam wzrok brunetki, która unosi nieśmiało dłoń.
- Hey – szepce, siadając obok niej. – Everything gonna be alright – pocieszam ją, posyłając jej nikły uśmiech.
Przez pierwszych pięć minut siedzę studiując fakturę ściany naprzeciwko mnie. Jednak, gdy nikt nie wchodzi, ani nie wychodzi z pokoju nr 13, wyciągam ipoda i wkładam słuchawki do uszu. Odpływam w rytmach gitary Eda, która zawsze mnie uspokaja. Dzięki niemu stres niemal ode mnie odpływa. Pogrążam się w krainie marzeń, gdy czuję nieprzyjemne ukłucie w żebro. Ignoruje je. Po chwili dołącza do niego kolejne. Zdziwiona unoszę powieki.
- What’s? – pytam brunteki, która stoi za atakiem na mnie.
- I think that it’s your turn – mówi.
- Thakns!
- Good luck – szepce, wybijąjąc nerwowy rytm o krzesło.
Wzdycham, po czym naciskam klamkę i znajduje się w przestronnym biurze. Rozglądam się. Przy biurku siedział mężczyzna, który był widocznie odpowiedzialny za rozmowy.
- Good morning – witam się, jednak on nie podnosi wzroku znad papierów. – I’m talking to you – zwracam swoją uwagę.
- Hey girl – odpowiada.
Jest szatynem o niesamowicie zielonych oczach. Jego włosy są ułożone idealnie, co dodaje mu pewności siebie. Ma naprawdę głębokie spojrzenie, którym wodzi po mojej twarzy. Delikatnie oblizuję spierzchnięte usta. Ma dobrze zarysowane kości policzkowe i jednodniowy zarost. Jest ubrany w garnitur, ale jego marynarka niedbale wisi na oparciu krzesła. Przez jego koszulę prześwitują mięśnie, które tylko zachęcają, by się do niego przytulić. Jego kocie oczy suną, lustrując każdy zakamarek mojego ciała. Po chwili przenosi spojrzenie na moje usta. Odchrząkam cicho, zwracając na siebie jego uwagę.
- So… - mówi przeciągając każdą literkę. – Why do you want to work here?
- It’s good question. I really like music, so this work seems to be perfect to me. I don’t like singing, but I always like mixing music. I tried to …
- Ok stop, it’s enough. I have next question. Tell me something about you: What do you like? What is your favorites food? How would you describe your character in three words?
- I like, as I’ve just said, mixing music and playing volleyball. When I have some free time, I go dancing. My favorites food is Italian cuisine. Why? Because I really like this climate and this country. My character? Stubborn, but it isn’t a good thing sometimes; friendly and ambitious.
- What do you think about dating in a job?
- It depends with who.
- I don’t know… Maybe… me?
Podnoszę wzrok i spoglądam w jego zielone oczy, które wpatrują się we mnie z intensywnym blaskiem oraz nutką rozbawienia.
- It’s different thing. If I had to choose, maybe I would give you a chance. I give you 5/10.
- What’s? Why? – pyta zawiedziony.
- Just kidding.
- So how many points I’ll get?
- I don’t know… You should try to figure it out – odpowiadam i uśmiecham się szeroko.
- You breaks my heart – mówi łapiąc się za serce.
- How can I fix it?
- Maybe date?
- What?
- It’s joke. Relax.
- You know heart attack and this stuff.
- Can I get your portfolio?
- What?
- Your CV.
- Sure – mówię.
Moja dłoń delikatnie muska jego, gdy podaje mu teczkę. Czy mi się wydaje czy w pomieszczeniu zrobiło się cieplej? Myślę, że nie tylko ja to zauważyłam, bo on też wpatruje się we mnie takim wzrokiem…
- Interesting. Nice CV, but wait… What’s this? – pyta podając mi różową karteczkę.
- God no – odpowiadam.
- Girl I’m not God, I’m just Adrian. So?
- Please, don’t force me to tell it.
- Why?
- Because it’s embarrassing.
- You know me, so you can tell it.
 - Adrian please…
- Tell – rozkazuje ze wspaniałym uśmiechem na ustach.  – Of course in English.
- Somewhere is a man, who is waiting for me. I’m going to find him – czytam i opuszczam wzrok.
- Maybe, you’ve already found him?
- What’s?
- Nothing. Sweet nothing. It’s all. Nice to meet you. It was the best interview today. I’ll call to you.
- Everybody tell it.
- But Li – mówi zdrabniając moje imię, a ja rumienię się z wrażenia. – I promise that I’ll call to you. Personally.
- What a honor. Goodbye – odgryzam i wychodzę, na koniec rzucając mu olśniewający uśmiech.
- How was there? – pyta brunetka, która wcześniej mnie dźgała.
- Cool, Adrian is such a good guy. Good luck girl.
Wychodzę z budynku rzucając blondynce triumfalny uśmiech. Wchodzę na ruchliwy chodnik i czuje jak coś zimnego rozlewa się na mojej bluzce. Spoglądam w dół. Na koszuli widnieje duża, czerwona plama. Podnoszę rozwścieczony wzrok. Niepewnie przygląda mi się brunet.
- What did you do? Idiot!
- I’m sorry. I didn’t want it.
- But you did! My favorites shirt!
- How can I reward it?
- You can’t.
- Would you like to go for a drink? I want to fix it.
- Ok, but not in these stuff.
- So maybe you’ll go home and we’ll meet at 3 pm in Starbuck?
- Deal – odpowiadam, odwracając się.
- Hey Girl! I’m Deryl – rzuca na odchodnym, a w moich myślach pojawia się jedynie “Pieprz się Deryl”.

* fragment książki Elizabeth Clark
 ~
Można powiedzieć, że w pewnym sensie wróciłam. 
Kilka słów wyjaśnienia na początek. 
Jakoś kilka dni po dodaniu tu ostatniej notki spalił mi się komputer, a wraz z nim rozdziały na tego bloga i moments. Byłam zła, bo miałam już dużo napisane i stwierdziłam, że nie będę pisać od nowa, bo przecież komp idzie do naprawy, a że miałam jeszcze drugiego to spoko. Niestety tydzień po tamtym spalił się kolejny. Dokładnie ładowarka spaliła mi układy w komputerach. Nie miałam dostępu do komputera, więc stąd ten długi czas za który was przepraszam. Kolejny rozdział pojawi się prawdopodobnie jak odzyskam dane z tamtych komputerów. 
Przepraszam i w sumie ENJOY! 
Wasza
golldfish