Przeczytałam kilka pierwszych linijek wstępu. Po chwili
roześmiałam się gardłowo i z hukiem zamknęłam książkę. Stek bzdur! Odrzuciłam
ją w kąt i ponownie zabrałam się za sprzątanie, które szło mi mozolnie. Nie wiedziałam,
w którym momencie słońce zniknęło za chmurami, a świat powitał zmierzch. W
pewnej chwili na strychu zawitały egipskie ciemności. Jedynie księżyc oświetlał
mały zakątek pomieszczenia. Niepewnie wstałam, powoli stawiając drobne kroki,
bojąc się upadku. Udało mi się znaleźć poręcz. Zaczęłam schodzić po schodach,
co szło mi dość szybko, zważając na panujące warunki. W pewnej chwili stopień
wyślizgnął mi się spod stopy, a ja runęłam w dół jak długa. Odwróciłam się, a u
moich stóp leżała ta przeklęta książka. Co ona w ogóle tu robiła? Czy nie
zostawiłam jej przypadkiem na strychu? Prychnęłam ze złości. Po chwili z moich
ust wydobyło się ciche przekleństwo. Wstałam i rozmasowałam swój obolały tyłek.
Nogi odrobinę mi się trzęsły pod wpływem minionych wydarzeń. Musiało coś mi się
pomieszać przez ten wypadek, bo książki się nie teleportują prawda? Podniosłam
lekturę z podłogi. Zeszłam na dół uważając na każdy krok, kładąc książkę w
salonie. Weszłam do kuchni i podeszłam do okna. Dyskretnie wyjrzałam na ulicę,
po której przechadzali się ludzie. Wśród nich dominowały pary, których ciepłe,
letnie powietrze wręcz zachęcało do spacerów. Dlaczego ja tak nie mogę? Ile bym
dała za to, żeby wyjść z jakimś chłopakiem na spacer. To, dlaczego jestem
samotna to dobra historia, jednak niezbyt odpowiednia na dzisiejszy wieczór.
Włączyłam czajnik. Z szafki wyjęłam ulubiony kubek z Paryża. Wsypałam do środka
odrobinę zielonej, liściastej herbaty. Jej zapach wręcz zachęcał do wypicia,
chociaż łyka. Herbata nazywała się „Orange Dream” i rzeczywiście zachęcała do
marzeń. W oczekiwaniu na wodę, bębniłam palcami o blat, jakby to miało, choć
trochę cokolwiek przyspieszyć. Otępiała wbiłam wzrok w ścianę. Dopiero dźwięk
gotującej się wody wyrwał mnie z odrętwienia. Zabrałam kubek z parującą cieczą,
przenosząc się do salonu. Usiadłam w dużym, wygodnym fotelu. Odstawiłam napój
na stoliku i zwróciłam swoje czekoladowe oczy w kierunku ekranu.
- Breaking
news from United Kingdom. One man has been killed in… – mówiła
prezenterka wiadomości uśmiechając się słodko.
Jak najszybciej przełączyłam kanał, nie mogąc dłużej patrzeć
na jej przesłodzony uśmiech. Skakałam po programach, aż w końcu zdecydowałam
się na kanał muzyczny. Słysząc gitarę, już na wstępie zamknęłam oczy i
oddaliłam się do własnego świata marzeń. Od razu przed oczami miałam wszystkie
teksty piosenek Eda Sheerana. Łapczywie wsłuchiwałam się w każde słowo
piosenki, jednak pewien fragment utkwił tam dłużej niż powinien. ”Don’t wanna be without you”. Jednak,
gdy otworzyłam oczy, żeby zobaczyć wykonawcę leciała już zupełnie inna
piosenka. Poprzedni nastrój zniknął jak mydlana bańka. Zupełnie jak piosenka. Westchnęłam,
wzięłam łyka już i tak zimnej herbaty. Ponownie sięgnęłam po książkę, jednak
przyniosła ona podobny skutek jak poprzednio.
Nie wiem, dlatego zabrałam ją do mojego pokoju. Odłożyłam
książkę na biurku, a sama wzięłam komputer na kolana. Włączyłam go i niemal
natychmiast zalogowałam się na twitter’ze.
”Don’t wanna be without you” –
napisałam, zanim te słowa wyleciały z mojej głowy.
Weszłam na skype. Ucieszyłam się jak dziecko, gdy zauważyłam
zielone światełko przy imieniu mojej najlepszej przyjaciółki. Niemal
natychmiast kliknęłam zadzwoń.
- Hejka – przywitałam się, a odpowiedział mi jej gromki
śmiech.
- Co? – Zapytałam. – CO?!
- Twoje…hahaha – śmiała się, jednak po chwili udało jej się
opanować. – Widziałaś się dzisiaj w lustrze? – Spytała, by ponownie wybuchnąć
niepohamowanym śmiechem.
Podeszłam do ściany i spojrzałam w lustro, które na niej
wisiało. To, co zobaczyłam przyprawiło mnie o mini zawał serca. Każdy z moich
włosów sterczał w inną stronę, jakby, co najmniej popieścił mnie prąd. Nie dość
tego, moje miodowe włosy pokryte były sporą warstwą kurzu. Na twarzy miałam
popielaty makijaż, który wyglądał tak, jakbym należała do jakiegoś plemienia
Indian. Z paniką wypisaną na twarzy pognałam do łazienki modląc się, żeby to
gówno sprało się z mojej ulubionej koszuli.
- Przepraszam noooo – powiedziałam po raz kolejny patrząc w
twarz przyjaciółki. – Marley – jęknęłam błagalnie. – Proszę nie gniewaj się.
Wiesz, że jak idę wziąć „szybki prysznic” to przepadam minimum na pół godziny.
- To fakt – potwierdziła z słyszalnym jadem w głosie.
- Długo będziesz jeszcze zła? – Zapytałam patrząc w jej oczy
na tyle, na ile pozwalał mi na to skype.
- Może…
- Tęsknie za tobą wiesz?
- Li – westchnęła pocierając dłonią czoło – brakuje mi tutaj
twojego uśmiechu i poczucia humoru. Okazało się, że nikt teraz nie potrafi mnie
rozśmieszyć, jak ty to robiłaś.
- Kocham cię – powiedziałam uśmiechając się smutno. – Niedługo
się zobaczymy. Na święta postaram się przyjechać…
- Spędzisz ze mną święta? – Zapytała z widocznymi
iskierkami, które na same wspomnienie tych magicznych chwil powiększyły się.
- Jasne. Obiecuje.
- Na co?
-Na wszystko, co zechcesz – zaśmiałam się. – Co u ciebie
słychać? Co w szkole?
- Po staremu. W szkole? Jak to w czerwcu – lajcik. Oceny
wystawione, więc takie trzymanie nas tam na siłę.
- Pamiętam to i rozumiem. W sumie z jednej strony cieszę
się, że tu jestem. No cóż pracy nie mam, bo nikt nie chce mnie przyjąć nawet w
głupim Starbucks’ie czy w KFC…
- Czy nie mierzysz trochę za nisko?
- Nie mów, że wierzysz w to, że przyjmie mnie ktoś do
wytwórni muzycznej zaledwie po liceum…
- Wierzę?
- Pogrzało cię – stwierdziłam pukając się w głowę. – Ledwo,
co skończyłam szkołę i nawet nie wiem czy przyjęli mnie na te studia.
- Trochę wiary w siebie – poradziła mi. – Poza tym nie
uwierzysz, kto ostatnio pojawił się pod moimi drzwiami.
- Kto? – Zapytałam zakrywając usta, próbując powstrzymać
nadciągające, przeciągłe ziewnięcie.
- Karol…
- Njeeee – zaprzeczyłam kręcąc głową. – Czego chciał?
- Pytał o ciebie – odpowiedziała wyraźnie rozbawiona tym
faktem.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Mówił, że tęskni i że baaardzo, ale to baaaaaaardzo chce
cię zobaczyć.
- To niemożliwe, nie ma nawet takiej opcji.
- Powiedziałam mu to, że wyjechałaś i nie utrzymujemy
kontaktu. Dopiero po jakiejś pół godziny udało mi się go wyprosić, ale i tak
się opierał. Debil, istny debil.
- Już zapomniałam jak to było, kiedy mnie nękał – powiedziałam
zgodnie z prawdą. – Nawet nie wiesz, jak tu jest teraz cicho i spokojnie. Już
nie muszę się obawiać, że jak przypadkiem wyjdę z domu to go spotkam.
- A co do wychodzenia… - powiedziała i wypuściła powietrze
ze świstem.
Przez chwilę obserwowałam ją swoimi czekoladowymi oczami
szukając w jej twarzy oznak podstępu, jednak po chwili się poddałam.
- Mów.
- Ostatnio wyszłam do miasta z Kaśką…
- Kaśką?
- Taka jedna typa…
SpotkałamTwojegoWujkaIOnChciałSięZTobąSkontaktować – powiedziała na wdechu.
Szczerze powiedziawszy zrozumiałam wyłącznie „spotkałam” i
„skontaktować”.
- Co? Możesz wolniej? – Jęknęłam błagalnie.
- Spotkałam twojego wujka – szepnęła.
- Kogo?
- Twojego Wujka! – Krzyknęła.
- Czego chciał? – Spytałam zimnym głosem.
- Znowu to robisz!
- Niby, co?
- Nadymasz się, gdy tylko o nim wspomnę. Przyjmujesz tą
swoją minę i nigdy nie chcesz powiedzieć, o co chodzi… Li tak nie można…
- Czego chciał? – Ponowiłam pytanie.
- Chciał się z tobą skontaktować i dałam mu twój numer –
westchnęła.
- CO ZROBIŁAŚ? Błagam powiedz, że to żart – powiedziałam i
roześmiałam się gardłowo.
- Martwił się i chciał załatwić ci dobrą… - nie usłyszałam
końcówki, bo przerwałam połączenie.
Tego było za wiele. Jak ona mogła mi to zrobić?
Ze złością zamknęłam komputer i fuknęłam. Szybko ściągnęłam
ubrania, kładąc się na łóżku oraz wzdychając przeciągle. Próbowałam zasnąć,
jednak na nic się to zdawało. Byłam śpiąca, a mój mózg jak na złość był nadmiar
aktywny. Podsuwał mi wizję z przeszłości, a ja z równą szybkością starałam się
odsunąć ją jak najdalej do najgłębszych zakamarków mojego umysłu. Przewracałam
się z boku na bok, jednak sen nie nadchodził. Zmęczona usiadłam na łóżku i
dojrzałam tą książkę, która teraz oświetlana była przez księżyc. Z
westchnieniem podniosłam się, biorąc do ręki lekturę. Zapaliłam lampkę nad
łóżkiem. Okryłam się szczelniej kołdrą. Otworzyłam pierwszą stronę i po raz
setny zabrałam się za czytanie. Oczy sunęły po kartce, jednak jej treść nie
wydała mi się teraz ani trochę śmieszna , ani głupia.
~
Dziękuje wam za te komentarze i za to, że spełniliście moje marzenie. Dziękuje jeszcze raz. Mam nadzieję, że opowiadanie się wam spodoba, choć ten rozdział uważam za lekką klapę, ale ocenę zostawię wam.
Ps. Wiem, że krótki jak na mnie, ale się dopiero rozkręcam w pisaniu tego :)
Pps. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o rozdziale, proszę zapiszcie się w powiadamiaczu, który jest z boku :)
Pps. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o rozdziale, proszę zapiszcie się w powiadamiaczu, który jest z boku :)