Nawet nie wiem, kiedy usnęłam. Rano budzę się z gorącym
karkiem. Otwieram zaspane oczy, spoglądając w kierunku okna. Słońce pada prostopadle
na moją twarz. Mrużę zbolałe oczy, próbując przyzwyczaić się do jasności.
Przeciągam się na łóżku i syczę z bólu. Biorę do ręki książkę, która spoczywa
na mojej klatce piersiowej. Ze zdziwieniem odkładam ją na szafkę nocną. Odrzucam
kołdrę i wstaję. Mrużę nos, przygotowując się na nadchodzące pokłady bólu. Nie
mylę się. Kręgosłup boli mnie tępym bólem, a kark nigdy nie był, aż taki
sztywny. Ziewam, zakrywając usta i schodzę powoli na dół. Robię sobie szybkie
śniadanie i już po chwili rozkoszuje się smakiem zrobionej przez siebie
kanapki. Wesoła wyglądam przez okno, biorąc kolejny kęs. Staram się zapomnieć o
wczorajszym wieczorze. Nigdy nie sądziłam, że… - myślę, kręcąc głową. Marley
przesadziła. Wzdycham. Brudny talerz wkładam do zmywarki. Przez chwilę nie wiem,
co powinnam ze sobą zrobić. Jednak już po chwili wracam do pokoju. Z szuflady
biurka wyciągam kolorowe karteczki i piszę na nich:
„Jest gdzieś mężczyzna, który na mnie czeka. Mam zamiar go znaleźć.”
Największą frajdę sprawiało mi rozmieszczenie ich w domu.
Były wszędzie: na lustrach, na ścianach, na lodówce, pralce, nawet na stole.
Czemu to robię? To jest dobre pytanie i jeśli poznacie na nie odpowiedź,
natychmiast do mnie zadzwońcie. Może było to formą rozrywki, która miała mnie
odciągnąć od myślenia o wczorajszej rozmowie, którą wciąż tkwiła w moim umyśle
i żadnym sposobem nie mogłam jej stamtąd wyrzucić.
Spoglądam na zegarek. Zrywam się z łóżka. Ręce trzęsą mi się
ze zdenerwowania. Otwieram szafę i przeglądam znajdujące się w niej rzeczy.
Załamana zamykam ją, nie bardzo wiedząc, w co powinnam się ubrać na dzisiejszą
rozmowę kwalifikacyjną. W końcu decyduje się postawić na klasykę z nutką
elegancji. Dzisiaj pada na czarną spódnicę, a do tego białą, zwiewną bluzkę.
Wystarczyło jedynie podkreślić kąciki moich oczu i delikatnie musnąć rzęsy
tuszem. Muszę przyznać, że efekt był zadowalający. Mruczę z zadowolenia i zaczynam
pakować najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Wkładam czarne koturny i wychodzę
z domu, uprzednio zamykając drzwi. Schodzę ostrożnie po schodach i wychodzę
przed dom. Rozglądam się po okolicy i z lekkim westchnieniem ruszam w drogę. Po
chwili z przerażeniem stwierdzam, że czegoś mi brakuje. Otwieram torebkę i
drżącymi dłońmi zaczynam przeglądać rzeczy, które tam włożyłam. Nagle czuje
się, jakby ktoś podkręcił klimę przynajmniej o 20°C. Przerażona rzucam się
biegiem do domu. Drżącymi dłońmi próbuję otworzyć drzwi, jednak z marnym
skutkiem. Klucze upadają i zjeżdżają w dół po schodach. Wzdycham, uspokajając
się. Tym razem udaje mi się dostać do środka. Z ulgą spoglądam na granatową
teczkę, w której znajduje się moje CV. Spoglądam na zegarek. Z przerażeniem
zastygam w miejscu. Czuje się tak, jakby nagle czas się zatrzymał. Nie ma
szans, żebym zdążyła dojść piechotą w pół godziny na drugi kraniec miasta.
Wyciągam telefon i wykręcam dobrze mi znany numer na taksówkę. Zamawiam pojazd
i w oczekiwaniu na jego przyjazd dudnię palcami o parapet. Ze stanu odrętwienia
wyrywa mnie przeciągłe trąbienie. Natychmiast wychodzę z domu i zamykam drzwi.
Po chwili wracam się do góry sprawdzając, czy aby na pewno to zrobiłam. Wsiadam
do taksówki, gdzie czeka na mnie zdenerwowany mężczyzna.
- I’m so sorry! Good morning – witam się.
- Good morning lady – odpowiada i spogląda na mnie znad
swoich szarych, ciepłych oczu.
Przygląda mi się mężczyzna, który na oko ma 50 lat. W jego
czarnych włosach dostrzegam siwe kosmyki, które dodają mu męskości. Uśmiecham
się przepraszająco, a on tylko odwzajemnia uśmiech.
- Don’t worry girl. Where would you go? – pyta, a ja niemal
automatycznie podaje mu adres.
Ruszamy, a ja wyglądam przez okno, patrząc jak budynki
zlewają się w jedną plamę.
- You aren’t from United Kingdom – bardziej stwierdza niż
pyta mężczyzna, wyrywając mnie z zamyślenia. – Where are you from?
- I’m from Poland.
- Naprawdę? – mówi, a ja krztuszę się powietrzem, by po
chwili zaśmiać się cicho.
- Widzę, że tak jak Pan.
- Wyjechałem z kraju za ukochaną, ale w sercu i tak na
zawsze pozostanę Polakiem.
- I? – pytam zaciekawiona odrywając wzrok od szyby.
- Jesteśmy małżeństwem od 30 lat – mówi, prężąc pierś z
dumą.
- Gratuluje! Cudownie – stwierdzam, obdarowując go
promiennym uśmiechem.
- Jesteśmy – informuje mnie.
- Ile płacę?
- Wystarczy uśmiech – mówi, podając mi małą karteczkę.
- Ale… Niech Pan nie żartuje!
- Jestem poważny moje dziecko. Do zobaczenia wkrótce – żegna
się, otwierając mi drzwi.
Z niechęcią wysiadam, jednak wcześniej przynajmniej z
dziesięć razy mu podziękowałam.
Stoję przed wysokim budynkiem. Wzdycham, zastanawiając się
czy dobrze robię. Z wahaniem podchodzę i otwieram szklane drzwi. Przy recepcji
siedzi blondynka, która z szerokim uśmiechem na ustach świergoli przez telefon.
- Excuse me – mówię, jednak ona nie zwraca na mnie uwagi. –
Sorry?
Nic, zero reakcji. Dopiero moje głośne odchrząkniecie
odwraca jej uwagę od telefonu.
- What? –
pyta.
- Where is
going to take place interview?
- Room 13.
- Where is…
- You should go upwards – instruuje mnie ze znudzeniem.
- Thank you – mówię oschle i udaje się w wyznaczonym
kierunku.
Wchodzę na górę. Rozglądam się po korytarzu, szukając pokoju
nr 13. Dostrzegam go na końcu holu i od razu podchodzę do drzwi. Przed nimi
siedzi kilka osób, a ich miny wskazują na to, jakby szykowali się na rzeźnię,
albo coś w tym stylu.
- Excuse me – mówię, a kilka par oczy zwraca się w moją
stronę. – Who is the last?
- Me – niemal od razu odzywa się cichy głosik.
Przejeżdżam spojrzeniem po twarzach zebranych tu osób, aż
napotykam wzrok brunetki, która unosi nieśmiało dłoń.
- Hey – szepce, siadając obok niej. – Everything gonna be
alright – pocieszam ją, posyłając jej nikły uśmiech.
Przez pierwszych pięć minut siedzę studiując fakturę ściany
naprzeciwko mnie. Jednak, gdy nikt nie wchodzi, ani nie wychodzi z pokoju nr
13, wyciągam ipoda i wkładam słuchawki do uszu. Odpływam w rytmach gitary Eda,
która zawsze mnie uspokaja. Dzięki niemu stres niemal ode mnie odpływa.
Pogrążam się w krainie marzeń, gdy czuję nieprzyjemne ukłucie w żebro. Ignoruje
je. Po chwili dołącza do niego kolejne. Zdziwiona unoszę powieki.
- What’s? – pytam brunteki, która stoi za atakiem na mnie.
- I think
that it’s your turn – mówi.
- Thakns!
- Good luck – szepce, wybijąjąc nerwowy rytm o krzesło.
Wzdycham, po czym naciskam klamkę i znajduje się w przestronnym
biurze. Rozglądam się. Przy biurku siedział mężczyzna, który był widocznie
odpowiedzialny za rozmowy.
- Good morning – witam się, jednak on nie podnosi wzroku
znad papierów. – I’m talking to you – zwracam swoją uwagę.
- Hey girl – odpowiada.
Jest szatynem o niesamowicie zielonych oczach. Jego włosy są
ułożone idealnie, co dodaje mu pewności siebie. Ma naprawdę głębokie spojrzenie,
którym wodzi po mojej twarzy. Delikatnie oblizuję spierzchnięte usta. Ma dobrze
zarysowane kości policzkowe i jednodniowy zarost. Jest ubrany w garnitur, ale
jego marynarka niedbale wisi na oparciu krzesła. Przez jego koszulę prześwitują
mięśnie, które tylko zachęcają, by się do niego przytulić. Jego kocie oczy
suną, lustrując każdy zakamarek mojego ciała. Po chwili przenosi spojrzenie na
moje usta. Odchrząkam cicho, zwracając na siebie jego uwagę.
- So… - mówi przeciągając każdą literkę. – Why do you want
to work here?
- It’s good question. I really like music, so this work seems to be perfect to me. I
don’t like singing, but I always like mixing music. I tried to …
- Ok stop,
it’s enough. I have next question. Tell me something about you: What do you
like? What is your favorites food? How would you describe your character in
three words?
- I like,
as I’ve just said, mixing music and playing volleyball. When I have some free
time, I go dancing. My favorites food is Italian cuisine. Why? Because I really
like this climate and this country. My character? Stubborn, but it isn’t a good
thing sometimes; friendly and ambitious.
- What do
you think about dating in a job?
- It
depends with who.
- I don’t know…
Maybe… me?
Podnoszę wzrok i spoglądam w jego zielone oczy, które
wpatrują się we mnie z intensywnym blaskiem oraz nutką rozbawienia.
- It’s different thing. If I had to choose, maybe I would give you a chance. I give you 5/10.
- What’s?
Why? – pyta zawiedziony.
- Just
kidding.
- So how
many points I’ll get?
- I don’t
know… You should try to figure it out – odpowiadam i uśmiecham się szeroko.
- You
breaks my heart – mówi łapiąc się za serce.
- How can I
fix it?
- Maybe
date?
- What?
- It’s
joke. Relax.
- You know
heart attack and this stuff.
- Can I get
your portfolio?
- What?
- Your CV.
- Sure – mówię.
Moja dłoń delikatnie muska jego, gdy podaje mu teczkę. Czy
mi się wydaje czy w pomieszczeniu zrobiło się cieplej? Myślę, że nie tylko ja
to zauważyłam, bo on też wpatruje się we mnie takim wzrokiem…
- Interesting. Nice CV, but wait… What’s this? – pyta
podając mi różową karteczkę.
- God no – odpowiadam.
- Girl I’m
not God, I’m just Adrian. So?
- Please,
don’t force me to tell it.
- Why?
- Because
it’s embarrassing.
- You know
me, so you can tell it.
- Adrian please…
- Tell – rozkazuje ze wspaniałym uśmiechem na ustach. – Of course in English.
- Somewhere
is a man, who is waiting for me. I’m going to find him – czytam i
opuszczam wzrok.
- Maybe,
you’ve already found him?
- What’s?
- Nothing.
Sweet nothing. It’s all. Nice to meet you. It was the best interview today.
I’ll call to you.
- Everybody tell it.
- But Li – mówi zdrabniając moje imię, a ja rumienię się z
wrażenia. – I promise that I’ll call to you. Personally.
- What a honor. Goodbye – odgryzam i wychodzę, na koniec
rzucając mu olśniewający uśmiech.
- How was there? – pyta brunetka, która wcześniej mnie
dźgała.
- Cool,
Adrian is such a good guy. Good luck girl.
Wychodzę z budynku rzucając blondynce triumfalny uśmiech.
Wchodzę na ruchliwy chodnik i czuje jak coś zimnego rozlewa się na mojej
bluzce. Spoglądam w dół. Na koszuli widnieje duża, czerwona plama. Podnoszę
rozwścieczony wzrok. Niepewnie przygląda mi się brunet.
- What did you do? Idiot!
- I’m
sorry. I didn’t want it.
- But you
did! My favorites shirt!
- How can I
reward it?
- You
can’t.
- Would you
like to go for a drink? I want to fix it.
- Ok, but
not in these stuff.
- So maybe
you’ll go home and we’ll meet at 3 pm in Starbuck?
- Deal – odpowiadam, odwracając się.
- Hey Girl! I’m Deryl – rzuca na odchodnym, a w moich
myślach pojawia się jedynie “Pieprz się Deryl”.
* fragment książki Elizabeth Clark
* fragment książki Elizabeth Clark
Jakoś kilka dni po dodaniu tu ostatniej notki spalił mi się komputer, a wraz z nim rozdziały na tego bloga i moments. Byłam zła, bo miałam już dużo napisane i stwierdziłam, że nie będę pisać od nowa, bo przecież komp idzie do naprawy, a że miałam jeszcze drugiego to spoko. Niestety tydzień po tamtym spalił się kolejny. Dokładnie ładowarka spaliła mi układy w komputerach. Nie miałam dostępu do komputera, więc stąd ten długi czas za który was przepraszam. Kolejny rozdział pojawi się prawdopodobnie jak odzyskam dane z tamtych komputerów.
Przepraszam i w sumie ENJOY!
Wasza
golldfish